czwartek, 30 grudnia 2010

Kampania reklamowa i trochę prawdy o życiu

W twarzach tych dzieci, w tych miejscach jest cała prawda dlaczego tu jestem, po co tu jestem. Z każdym krokiem postawionym razem z Magdą na tym piasku zostawiam tu swoje serce. I nawet ta czarna część slumsów, której nie ujmę pewnie nigdy w obiektywie, zostawia Cię w spokoju. Oni też mają serce, choć tak ukryte przed światem. Myślę, że właśnie oni najbardziej doceniają to, co robimy dla tych ludzi..

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Wigilia

Właśnie w Wigilię podczas Pasterki, w której uczestniczyłam przemęczona po całych dniach przygotowań świątecznych, nagle ujrzałam ogromną siłę tego człowieka... z jaką przemieniał chleb w Ciało, wino w Krew. Siłę jego wiary. I ta myśl, że to gotowanie, sprzątanie, prezenty, a nawet obecność bliskich przy stole wigilijnym jest tylko cieniem w obliczu narodzin samego Boga..

Chocolatada


Czekolada na gorąco, paneton, codzienna Nowenna, po której dzieci dostają następny kawałek Crucigrama, przygotowywanie setek prezentów, wycinanie gwiazdek na choinkę, pieczenie po nocach ciasteczek, te ich kolędy o pływających rybkach, zajączki na choince, to smak peruwiańskich Świąt :*)

Wigilia w mojej klasie

Urodziny Oratorium

Bierzmowanie

wtorek, 21 grudnia 2010

19.12.2010 Piura

       Kiedyś Angel (jeden ze starszych uczniów i naszych piłkarzy) nazwał mnie Shakirą de pobres. Tak żartując sobie z moich poczynań tanecznych. Pobres, pobres.. oznacza biednych. Tak czasem w natłoku obowiązków gdzieś to umyka.. oni są ubodzy. Nie mogę o tym zapominać. Tu za murami Bosconi przecież przychodzą ubrani czasem nawet w firmowe ciuchy, mają posiłek, uczą się jak i cała reszta świata. Dopiero jak się przyjrzysz znajdziesz chłopca, który zawsze prosi innych o resztki jedzenia, dzieci, które z początku łatwiej było zapamiętać po ubraniu niż po twarzy, gdyż innego nie mają, zajęcia, dziecko przepisujące podręcznik wypożyczony z biblioteki bo swojego nie posiada. I te ich oszustwa, wyzwiska. Przychodzi im to z taką łatwością. Jest pewna zależność. Właśnie te dzieci, z którymi mamy tyle problemów, właśnie one jednocześnie czepiają się Ciebie, przytulają tak mocno. Jednym z nich jest Nicole, która ma zabronione uczęszczanie do Estudio Dirigido za swoje zachowanie. Zawsze na Mszy rozmawia, wychodzi w trakcie. Jednak gdy jest znak pokoju, zawsze przybiega do mnie, tuli się i zostaje. Ostatnio przyniosła mi serduszko, gdy byłyśmy razem zanieść prezent chłopakowi. Wdzięczna jej jestem bo z dzieckiem zawsze raźniej chodzi się po slamsach. Jestem jednocześnie jedną z tych osób, która zadecydowała o tym, że nie będzie uczęszczać w ciągu tygodnia na zajęcia. Dziewczyna nie przestrzegała kompletnie reguł, używała przemocy,kłamała wielokrotnie i po wielu napomnieniach miała przyjść tu ze swą mamą, której miało być przekazane, że córka nie będzie mogła więcej przychodzić do Estudio Dirigido. I matka jej nigdy nie przyszła.. a Nicole przestała przemykać się przez bramę od tego czasu. Czy aż tak ciężko było jej poprosić matkę by przyszła, że wiecznie przekradająca się Nicole sama przestała przychodzić. I ona mi kiedyś powiedziała, że chciałaby, żebym była jej mamą. Te braki miłości moich dzieci.
       Powróćmy teraz do chłopaka, któremu zaniosłam prezent. Był to David. Chyba głównym powodem, dla którego przestał przychodzić jest jednak nie hałas tylko praca. Pracuje na targu. Pracował i wcześniej teraz jednak gdy idą święta już codziennie. Nie chodzi też teraz na zajęcia do Colegio. Ma 12 lat. Tak jestem wśród pobres. Każdy jeden walczy o swoje przetrwanie. Stąd to rzucanie się po jakiekolwiek karteczki, piłkę, pchanie się do kolejki po głupi stempelek. Tak zachowują się dzieci, które doznały w życiu braku.
       Powróćmy do Dawida. Tak więc koniec roku, koniec Estudio Dirigido, Święta, słynna Chocolatada dla dzieci, gdzie rozdaje się te setki prezentów. Tak dużo się robi, dzieje. I w tym wszystkim chciałam jakoś odnaleźć swoją cząstkę. Przygotowałam Wigilię dla mojej klasy z Turno Manana. Najbardziej przez ten czas odnalazłam się pracując rano w Secundarii. Często byłam jedyną osobą pomagającą w klasie. Dzieciaki z rana choć często ciężkie i niegrzeczne, jednak chcące rzeczywiście pracować. Potrzebujące pomocy. I to właśnie takie piękne, że ja widziałam, że im rzeczywiście pomagam. Najlepiej świadczy o tym moja ostatnia wizyta w pobliskiej szkole, gdzie rozdawałam ulotki. Do niej chodzi właśnie część moich dzieci z rana. I gdy weszłam do klasy Hermesa i Davida wszystkie dzieci szeptały, o to jest ta nauczycielka Hermesa. Nigdy nie myślam, że aż tak jestem słynna. W innej klasie Rebeca, Tatiana, Jessica i Ruben. Z nimi często pracowałam w grupie. Robiliśmy zadania razem. Tatiana, która, jak uważa nasz kleryk, jest wulgarna i niewychowana. Gdy się jednak do niej podejdzie bliżej, okazuje się być bardzo wrażliwą osobą, którą zwyczajnie ze względu na jej wrażliwość, łatwo jest urazić. Tak lubię ją obserwować, gdy siedzi taka zamyślona i słucha muzyki. Te jej rozmarzone spojrzenie wtedy jest takie piękne. Tatiana potrafi się zatroszczyć o młodszych, oddać im swoją porcję ciastek. Druga z owego gangu,  Rebeca, wiecznie rozgadana, śpiewająca gdy nie trzeba, gdy trzeba niekoniecznie :P. Od niej dostałam ostatnio w prezencie naszyjnik z koralików, zaproszenie na zakończenie roku do szkoły. Dzieci czują gdy Ci na nich zależy, potrafią czuć wdzięczność bardziej niż by się człowiek spodziewał. I Ruben, chłopak nieco zniewieściały w swym obyciu, wiecznie obcujący z dziewczynami, nie mogący usiedzieć w miejscu. Zawsze coś wyleje, potrąci, przylepiający się nieustannie w klasie. Śmieję się czasem, że mnie molestuje. Jej chyba i on w końcu podbił moje serce. A był chłopakiem, który budził we mnie antypatię. Czasem trzeba się przełamać się, spojrzeć głębiej na człowieka i zobaczy się jego bogactwo..
       Tak więc była Wigilia..Przygotowywaliśmy razem ozdoby choinkowe, wystroiliśmy klasę. Przyniosłam słodycze dla nich, picie, prezenty dla naszych sekretnych przyjaciół. Pierw opowiedziałam im troszkę jak to jest u nie w domu, potem poprosiłam ich o przeczytanie Ewangelii. U mnie w domu zawsze tak rozpoczynamy Wigilie. Prawie jakbym  widziała teraz małego Michasia i Alę czytających Słowo Boże. Powiedziałam, że tutaj właśnie oni są moją rodziną, właśnie oni. Chyba ich to wszystko dotknęło... Potem muzyka. Trochę zdjęć. Rozdanie prezentów. Połowa przygotowanych przeze mnie w pośpiechu, gdyż część z nich nie przyniosła. Zapomnieli, czy nie mieli pieniędzy, nie wiem. I zatańczyłam dla nich jeden z tutejszych hitów, Angelito. Taki niby zwyczajny czas. Pierwszy raz poczułam się z nimi wszystkimi jakbym była w domu... :*)

piątek, 3 grudnia 2010

2.12.2010

   Taki wewnętrzny kryzys. Tyle spraw od nas nie zależy. Choćby się czasem chciało inaczej. Jestem tylko jedna ze swoim brakiem pewności siebie, czasem niezdarnością, słabiutkim językiem.
    I ciężko się pracuje gdy w sercu ma się smutek, to chyba jest główny powód braku sił. Zmarł ojciec mojej przyjaciółki. Tyle czekałam na wiadomość od niej, w końcu taka smutna przyszła.. Wieczny odpoczynek. Choć może już jest w tym lepszym świecie pełnym szczęścia. Chyba Raj się nazywa.. :)
    Tydzień temu miał urodziny Jaime z Limy. Przypomniałam sobie o północy. Jej tak mi było przykro, zawaliłam sprawę. Mówił mi o swych urodzinach, gdy wyjeżdżałam, czy bym nie przyjechała.. a ja nawet zapomniałam zadzwonić. Napisałam więc życzenia, te od serca, wysłałam jedną piosenkę, swoje zdjęcie z dziewczynkami. W odpowiedzi dostałam kilka słów. Jego urodziny były bardzo smutne, był chory, dziękuje za życzenia...i że już się więcej nie zobaczymy. Podjął decyzję, że opuszcza Casa Acogida. Chce wrócić do domu.. ma dość.
       Wczoraj rozmawiałam z hno. Robert z Limy. I potwierdził. Dokładnie nie wiem dlaczego, chyba ciężko mu sie podporządkować regułom w domu, poznał dziewczynę... Chłopak jest trochę ponad 2 lata w domu. To jest mało. Tak mówi hno. Robert. To mało czasu by się zmienić na tyle by po powrocie nie wpaść znów w dawne bagno, w którym się grzęzło przez tyle lat. I ja czuję w sercu, że ma racje. Przecież on ma zaledwie 19 lat. Może dużo w życiu przeszedł ale wciąż jest bardzo młody. Młodość to jest ten ogromny zapał, który tak łatwo gaśnie. Znów martwię się o niego, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bo on ma ta iskierkę dobra w sobie, niech mu jej nie odbiorą w życiu.
       I drugi chłopak, David, o nim też wcześniej pisałam. Ten jest znacznie bliżej. Mój uczeń. Ten, który nazwał mnie kiedyś reina,  ten co zawsze siedzi w klasie rano, pracuje sam, nigdy nie chce pomocy. Nie słucha się często, do najprostszych na pewno nie należy, żeby nie powiedzieć, że jest jednym z trudniejszych dzieciaków. Choć wyróżnia go jedna rzecz, rzeczywiście pracuje. Uczy się razem z Hermesem, jednym z chłopaków o tak dobrym sercu, chyba najuczciwszym z uczniów, których mam. Są kumplami. Takie dwa moje skarby z oratorium porannego. I tak David wczoraj po raz drugi powiedział, że więcej tu nie przyjdzie. Tu jest tyle hałasu i nie potrafi się tu uczyć. I nie potrafiłam mu nic na to odpowiedzieć, bo przecież ma racje. Rano mamy bardzo dużo problemów z dyscypliną. Jest dużo bardzo trudnych dzieci, z problemami w domu, które przenoszą na oratorium. One potrzebują męskiej ręki. Szczególnie chłopaki, twardej dyscypliny, czego nie dajemy im. Ja i Magda bo jesteśmy kobietami, kleryk, który tak sobie to sprytnie wymyślił, że jest zaledwie 3 dni z nami rano. Jej tak widać tą potrzebę, szczególnie w przypadku Davida. Potrzebny mu męski autorytet. Człowiek, do którego poczułby respekt. Kiedyś widziałam go wracającego z Carlosem (pani Jadwigo, właśnie tym Carlosem) i jak go słuchał wtedy. Innym razem, gdy malował razem z Jinem, naszym animatorem.. W klasie wisi teraz z tego dnia jego rysunek- moje imię napisane greką. Tylko co mi po tym, wszystkim skoro więcej nie przyjdzie.. A on choć czasem z dużymi brakami w wychowaniu, jednak przychodził by rzeczywiście tu pracować. Nieliczni tu przychodzą właśnie dlatego. Ze swoimi brakami. Nie mogę sobie darować tego, moja kolejna porażka.

   Do tego doszło jeszcze sprawa. Luis Alberto, dziecko, które bardzo źle rokuje, z bardzo trudnego domu wyzwał dziś matkę Hermesa. Pierwszy raz w życiu widziałam, wściekłość w oczach Hermesa. I go rozumiem przecież. Mi samej podniosłaby się ręka, gdyby ktoś wyzwał moją matkę. Dzieciaki wiedza co potrafi najbardziej zaboleć, niestety. Hermes nawet gdy ukradli mu pieniądze na basenie, zachował wtedy spokój i tą swoja radość co ma w sobie. Przyszedł wtedy tylko do mnie, że już nie chodzi o pieniądze, jedynie o to, że to jego koledzy przecież zrobili. Innym razem podszedł do mnie z zapytaniem dlaczego mają basen skoro się źle zachowują. Czasem się śmieję, ze to takie moje wewnętrzne sumienie. I właśnie dziś ktoś obraził to moje wewnętrzne sumienie. nie tylko Hermesa to zabolało, mnie również.
  Czasem brak sił. Chciałoby się uciec. W Polsce już zima. Zaczął się adwent. Tęsknię.. bardzo. Pierwszy raz pojawiła się myśl, jak dobrze byłoby być w domu.W końcu płaczę, jest przy mnie Magda. uspokaja mnie, nie po raz pierwszy. Jej właśnie tego się bojkę, że jej tu kiedyś zabraknie. Daj Boże by nie zabrakło i Padre Pedro. Gdyż ponoć nadchodzą zmiany. Myśl, że zostanę tu sama napełnia mnie strachem.. Ale teraz są, oboje :)
  Z tego braku sił nie przygotowałam na popołudnie Buenos tardes. Jej moje jedyne w tygodniu kilka słów do wszystkich szkrabów małych i dużych a ja nie przygotowałam. Często z powodu swoich językowych braków zabieram dzieci do kaplicy. Przygotowuję dla nich modlitwę. W tym tygodniu jednak już byli.. Cóż, modlić można się wszędzie przecież, podczas zwykłej formacji będzie tym razem dziesiątka różańca.
Wycinam dziesięć intencji w pośpiechu. Za mych bliskich. To będzie odpowiedź na moją tęsknotę i troski. Modlitwa za nich. Rozdaję dzieciom. I mówimy Zdrowaś Maryja za tatę Angeliki, za Jaime, Davida, za Weronikę i Zuzię, Anię i Ewę, Michała, Safirkę, Armana, Elżbietę i Edwarda. Dzieci zanoszą intencje. Wymawiaja te obco brzmiące imiona. Wszyscy słuchają z zapałem, modlą się. Na koniec modlitwy klaszczą. Jej wzruszam się.. tak mi pomogli. Tym razem oni mi. Te małe łobuzy o wielkich sercach.

Jaime pisze w odpowiedzi na mój drugi list, że skoro ja mimo trudności i niepowodzeń wytrwam i on też tak zrobi, zostaje w Casa w Limie. Mam nadzieje, że oboje wytrwamy. Módlcie się i Wy, tam na drugim końcu świata..