poniedziałek, 18 października 2010

Piura 17.10.2010

   Ostatni dzień zawodów... rano Msza w Kościele. Dziś wyjątkowo dużo chłopaków uczestniczy.. Pewnie proszą Boga o wsparcie w tak ważnym dla nich dniu. W końcu to Ameryka Południowa, piłka nożna jest tu królową :) Zaś dzięki naszym dziewczynkom znów zaczęłam grać w siatkę. Tak, co jak co, ale ducha sportowego dzieciaki mają. Nie wiem czy pisałam wczesniej ale zostałam też mianowa nieoficjalnym trenerem dziewczyn z niedzielnego oratorium Bortolome Garelli. Z zaniedbania dzieci z tego oratorium nie zostały wystawione w pierwszym dniu zawodów. A to jedno z naszych oratoriów, dlatego w drugim solidnie się starałam by stworzyć drużynę z niewielu dziewczynek, które przyszły..dałam piłkę, trenowałam z nimi. Załatwiłam im koszulki jakie się należy :D  I gdy rozpoczęły pierwszy mecz z dziewczętami starszymi o kilka lat wspierałam jak mogłam.. Pomogło, wzięły się w garść, rozegrały mecz do końca, a dwa następne wygrały. Jestem z nich dumna :)
A co do piłki nożnej.. tu był szał. Nasi chłopcy juveniles wygrali wszystkie mecze. Byli niepokonani. Dziewczyny pod koniec piszczaly na trybunach, były żółte kartki.. bramkarz obronił takie akcje.. Królował Manuel Gustavo Otoya-napastnik (To on widnieje na okładce albumu zawody). Naprawdę chłopak zachwycał swoją grą. Kibicowałam im od początku rozgrywek bo to moje łobuzy tutaj. Dostali ode mnie na koniec po bransoletce. Taki różaniec-bransoletka z czarnych koralików i rzemyka. A bracia Otoya po kolczyku, który próbowali wyłudzic ode mnie od pierwszego dnia, gdy je założyłam. Ale byli zaskoczeni,  gdy im dałam :P. I jak dzisiaj Angel i Hermes, gdy przyszli pokazywali z dumą swe bransoletki, a bracia kolczyki to tak bardzo się cieszyłam. Bo ten prezent był z całego serca, bardzo dobrany do nich myślę :)
Poświęcam im tu dużo czasu. Nasz brat, który w teorii zajmuje się secundarią (starszymi dziećmi) nie do końca ma do nich podejście.. a ja bardzo odnajduję się wśród starszych dzieciaków. Mam na myśli zarówno dziewczyny jak i chłopców. Od kilku dni nieformalnie i rano i popołudniu pomagam właśnie tym dzieciakom w lekcjach. Zaczęli pojedynczo do mnie przychodzić, co dzień ktoś dołączał i tak przeniosłam się powoli do ich klas. Zadania już ambitniejsze, a ja takie lubię przecież. I na formacji są już grzeczniejsi niż początkowo. Wystarczy tylko podejście.. bo przecież nic nie da krzyk na dojrzewającego dzieciaka. A tak tu było pare razy. W ich wypadku potrafię zachować anielską cierpliwość.. i trochę ambitniejsze Buenos Dias/Tardes (modlitwa i kilka słów na początek w czasie formacji). Trzeba o nich dbać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz