poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Do Adopcji na odleglosc

Do Adopcji na odleglosc:
        „Nie lekajcie sie, nie lekajcie sie,
         Otworzcie drzwi Chrystusowi”
    Miedzy Wielkanoca a Beatyfikacja Jana Pawla II chcialam napisac wlasnie do Was, do Adopcji na odleglosc. Jakie sa wasze dzieci, ktore wspieracie czy to w modlitwie czy materialnie, czy tez praca swoimi obiema rekami. Moje krotkie spojrzenie na nich.

    Kiedys uslyszalam od jednego misjonarza, ktory zagoscil w Piura na pewien czas. „Widzialem w zyciu duzo biedniejsze slamsy, tu maja wode, niektorzy swiatlo.”
 I tak jest rzeczywiscie, choc nie dotarl on do tych glebszych zakatkow mojego Piura, Nueva Esperanza, sector 10, ta dalsza czesc.. Ale tez nie tylko o biede materialna tu chodzi. Istnieje jeszcze druga bieda, trzecia bieda, duzo bardziej ciezsze do zmian niz ta materialna. Jest to bieda moralna, bieda ducha... Obecna i tu i w Polsce, chyba rownie ogromna choc nieco inna w swym wyrazie. Chcialam sie dzis skupic na tej drugiej z trzech-moralnej.
   Jest to moja Nicol, ktora gdy tylko mnie zobaczy, czepia sie jak sep. Señorita, señorita, czy bedziesz moja matka. Jednoczesnie ta sama osobka okrada swoja wlasna babke, wgryza sie w ramie jednej z oratorianek, wpada w histerie i krzyczy pokladajac piesci na ziemi.
Jest to Julio, ktory gdy przyszedl zapisac sie do Estudio Dirigido, skonczyl na kradzierzy telefonu, jednego z wolontariuszy, ktory mi pomaga. Tego samego dnia i Romario okradl na ulicy moja oratorianke. Obaj- byli wychowankowie naszego Oratorium. U obydwoch bylam jeszcze tego dnia w domu, rozmawialam z rodzicami, z Julio nawet osobiscie nastepnego dnia. Kleryk mnie wysmial z mojej naiwnosci (sam mysle ze, nie mial na tyle odwagi by wejsc do ich domow, wyjsc z naszych czterech murow). Rzaden z nich nie zwrocil ukradzionych rzeczy, chyba nawet nie przeprosil. Czy to jednak znaczy, ze nie mozna wejsc z nimi w dialog. Przeciez tak naprawde nie wazne sa te telefony, wazni sa oni. Dlaczego niszcza to dzielo, w ktorym wzrastali. Dlaczego brak jest wdziecznosci. Matka Romario zaprzeczyla wszystkiemu, przeciez on wychowal sie u Was, niemozliwe, ze to byl moj syn. I to byl on. Ten sam chlopak, co nieraz mnie zaczepia przy drzwiach, pyta jak leci, czasem wchodzi i gra z dzieciakami. Ten, ktory gdy dlugo nie przychodzi znaczy sie ma policje na karku. I Julio, ten sam, ktory ogluszyl mnie raz gwizdkiem i z ktorym pekalam ze smiechu, gdy pomagal mi sedziowac w meczu. Ten sam, ktory nie mogl przezyc tego, ze nie pojechalam z nimi na plaze, gdy byly wakacje i ktory obiecal Magdzie pomagac w Oratorium peryferyjnym, gdy wyjezdzala. Bardzo bolesne dwa ciosy jednego dnia.
   Jest to Michelle, ktora zarzucila uczelnie. Przyszla jedynie jeden raz do oratorium, potem przestala. Kiedys  mimochodem spytalam o nia jej kolezanki. I tu zaskoczenie, po powrocie z wakcji z Ekwadoru nie zapisala sie do szkoly. Gnebiona mysla-dlaczego, poznalam z poczatku od innych, potem od niej samej, jej historie. Dziewczyna mieszka sama z mlodsza siostra, jedna z naszych malych oratorianek. Dwa razy zawalila rok. Matka, ktora pracuje w Ekwadorze zdecydowala wiec, ze zajmie sie teraz mlodsza siostra, ktora ma problemy z serduszkiem. I tak 14letnia dziewczyna siedzi w domu, gotuje, sprzata i konczy na tym swoja przyszlosc. Zdecydowalysmy razem, ze zacznie przychodzic do Oratorium, rano pomoge jej w matematyce, przez ktora zawalila szkole. Przyszla, niestety tylko jeden raz.
   Jest to Tatiana. Ta sama dziewczyna, ktora potrafi sie przytulic cieplo, ktora dluszy czas uczylam w zeszlym roku, ktora podczas Vacaciones Utiles byla jedna z moich najlepszych uczennic, ktora najbardziej chciala uczyc sie tanczyc ze mna. Dwa tygodnie temu, gdy podczas przerwy przygotowywalam posilek dla dzieci cos sie przytrafilo, ponoc nic szczegolnego. I pozniej na stolowce oscentacyjnie podarla swoj karnet na kawaleczki. Ten sam, ktory jej kupilam dzien wczesniej bo jej matka nie miala pieniedzy. W tym dniu wypadlam totalnie z rownowagi,  oberwali wszyscy tego dnia. Krzyczalam poczynajac od animadorow konczac na najmlodszych dzieciakach.
   Jest to Wilmer, ktorego wyrzucilam z Vacaciones Utiles. Na poczatku marca przyszedl do mnie z prosba, ze chce sie uczyc w Estudio Dirigido, ze przeprasza za wakcje, ze teraz naprawde chce pracowac. I tak obiecalam, ze jedengo dnia bede mu przygotowywac matematyke, drugiego z Paquita bedzie sie uczyl jezyka. I kazdego dnia nie szanowal moich decyzji, lamal reguly tu istniejace. Nie szanowal mnie samej. Na koniec zarzucil mi, ze to ja go nie szanuje, tylko nie wiem w ktorym momencie. Tydzien wczesniej mial urodziny, specjalnie przygotowalam mu niespodzianke, pozwolilam, tez wejsc na basen mimo zachowania. To sie nie liczylo. Oberwalam od niego w slowach, dla mnie bardzo gorzkich. W koncu brat zakazal mu wstepu do Oratorium. Historia lubi sie powtarzac. Moze tu przyjsc jedynie ze swoja matka. Szkoda tylko, ze ona istnieje i nie istnieje. Jest z tej rodziny, gdzie dzieci wychowuje ulica. Dobrze, ze jego mlodszy brat Irvin przychodzi, z nim mam wspolny jezyk, jest jedym z najblizszym mi tu dzieciakow. Urwis nieprzecietny, ale ma duzo ciepla w sobie. Moze Wilmer byl kiedys podobny.
   I taki maly Daniel Alberto. Powtarza drugi raz 3 grado niestety. Uczylismy go w zeszlym roku, widocznie nie wystarczajaco. Teraz lata po swych slamsach w podartym podkoszulku  zalozonym tyl na przod. Pomaga zawsze gdy przyjde, tak sie cieszy, ze az jego male uszy sie trzesa. Choc i nieraz rozryuczy sie gdy zgubi karnet, a gubi notorycznie J
  I mala Margerita z Bartolome Garelli, ktora wdrapuje sie na mnie i tuli tak mocno, gania za chlopakami z patykiem, przegania. Skaczemy razem na jednej nodze, ktorej pomagalam zrobic krzyz z palmy na Niedziele palmowa. To siadzie na Mszy na mych kolanach, to zaraz chce dezerterowac na plac zabaw bo ilez mozna tylko siedziec w miejscu.
   I Jhon, ktory w przeciwienstwie do Julio  zapisal sie do Estudio Dirigido. Pisze w przeciwienstwie, bo jest jego przyjacielem, zawsze widziani wczesniej razem. Nic dziwnego, skoro mieszkaja drzwi w drzwi, wychowani od malego razem. Kumple z podworka. Ma 16 lat i zarzucil kilka lat szkoly. Pierwszy raz poznalam go w Oratorium peryferyjnym, przyszli grac razem z Julio. Magda nie chciala ich wtedy zapisac, moje pozwolenie dostali. Nastepnie podczas wakacji zaczeli przychodzic popoludniami. Hno. Daniel mial dla nich szczegolne podejscie i chyba nie tylko do nich. Zaczal uczyc gry na gitarze, prowadzil krotkie ale i dotykajace sedna katechezy w piatki. Proste, szczere i glebokie. I Jhon zaczal zadawac pytania. Takie dreczace mlodego czlowieka, dotyczace wiary. Dlaczego ty sie spowiadasz? Czy ja moge jeszcze kiedys przyjac sakrament bierzmowania? Czy ja moge byc zbawiony? Zwrocil wtedy na siebie moja uwage. I tak z poczatkiem roku zapisal sie do Estudio Dirigido W pierwszym tygodniu nie wpuszczony wraz z kolegami na basen za zle zachowanie, spytal mnie, czy moze zmienic salon bo z nimi przeciez zawsze nie bedzie pracowal, a  przeciez chce chodzic na basen. I obiecalam pomoc. Wiedzac, ze  naprawde nie studiuje wyszukuje mu rozne zadanie, to matematyka, to angielski,to ksiazka do czytania. Gdzie ja pomagam innym tam go zaciagam ze soba. I od tego czasu albo mi towarzyszy dzielnie albo rozrabia po innych salonachjak i wczesniej. I zawsze to pytanie. Prawda, prawda, ze w tym tygodniu pracowalem, moge isc na basen. Moge??Nieszkodzi, ze zabiajajac komary w klasie rozpraszal wszystkich, ze wiecznie zaczepia moja uczennice chcac z nia tanczyc nie tylko na przerwach. Jej, ile ja mam serca dla niego, bo rzeczywiscie bardzo dobry chlopak z niego tylko zle trafil w swoim zyciu (slowa jednego z animadorow, Francisco) i ciezko bedzie mu wyjsc na ludzi. Mimo to tyle ciepla ma w sobie. I zapisal sie dwa tygodnie temu do szkoly, pierwszej klasy liceum, sam z siebie. Jestem teraz z niego dumna, ale co bedzie za dzien, dwa tego nikt nie wie. To jeden z tych, ktorzy sa w swym zyciu na krawedzi.
       I Ada, moja nowa dziewczynka z 4 grado podstawowki. Z taka blizna od ust do nosa. Dzisiaj mialysmy chwilke by porozmawiac. I zwierzyla mi sie, ze matka pracuje popoludniami i zostawia ja sama z bratem. I ktoregos dnia uszykowala im taka ogromna niespodzianke, zapisala i i ja i brata do naszego Estudio Dirigdo. Gdzie uczy ta Señorita Alicja, ktora przyszla kiedys z zaproszeniem do jej szkoly Jose Olaya. Taka wspaniala niespodzianka, taka niesamowita. Jej chyba sie troszke wzruszylam. Nie myslalam, ze tak mozna lubic mnie i to miejsce, naprawde nie myslalam...
    Przeciez Bog czuwa nad nami tutaj. Mamy od Was na chleb, mamy Wasza modlitwe. A zlych dzieci nie ma. Wszystkie dzieci sa dobre, tylko zycie jest czasem bardzo ciezkie i bolesne dla nich... My dzieci Boga jestesmy stworzeni dla dobra, nie dla smierci.
Czy to jest naiwnosc, ze sam Bog umarl dla nas na Krzyzu, by nas wybawic od zla. Jesli to nie bylo naiwnoscia, wiara w dobro czlowieka tez nia nie jest. Nawet tego, ktory stapa po tak ciemnych dolinach. On ma to samo serce.

   

4 komentarze:

  1. nie mam obecnie polskiej czcionki ale w koncu pisze :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz, Alu, pisz, brakuje mi wieści od Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie ich opisałaś Aluś.. oj, będzie Ci ich brakowało... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Alicja,

    Niedawno zupelnie przez przypadek dowiedzialam sie o twoim wyjezdzie i tym blogu. I choc widzialam Cie zaledwie kilka razy, tez przez przypadek, jestem dumna z tego ze moglam zobaczyc "na zywo" dzielna wolontariuszke, Señorite o tak wielkim sercu.

    I wiesz... poplakalam sie czytajac twoja opowiesc.
    To historia nie o dzieciach Peru, ale o kazdym z nich osobno.
    Widac jak bardzo zalezy Ci na kazdym z nich.
    Mysle ze nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wiele znaczylas dla Nich i jak bardzo mozna Cie lubic :)

    Bardzo dziekuje Ci za twoj wyjazd i za ten blog.

    OdpowiedzUsuń