piątek, 12 listopada 2010

Piura, 12-11-2011


       Poznaję Piura...
           Dziś jest zebranie z rodzicami, pierwsze w tym roku. Któregoś dnia ksiądz Piotr zapowiedział nam, że planuje takie zorganizować i liczy na naszą pomoc. I tak, w niedzielę ogłosił na Mszy, piątek godzina 4. Byłyśmy zaskoczone conajmniej tak jak niektórzy rodzice, dzieci jak dzieci nie specjalnie słuchały :P będące pod koniec Mszy myślami juz na boiskach. Termin bliski, czasu mało. I tak we wtorek ksiądz Piotr wręczył nam liste 600 dzieci, które pojawiły się przez ten rok w oratorium z prośbą rozdania po ich domach zaproszeń na zebranie. Przecież to jest nierealne. Jesteśmy dwie, ja i Magda, totalnie nie znamy okolicy- przynajmniej ja. Dlaczego nie rozdać tylko ponad setce dzieci, które rzeczywiście są obecnie w naszym oratorium. Jak mówi Magda z ironią: Pan karze sługa musi :P Tak, praca z księdzem Piotrem jest ciekawym doświadczeniem. Szczególnie, że w ostatnim tygodniu wymieniałysmy i stemplowałyśmy karnety około dwusteki dzieci. A do tego ogarnięcie naszego oratorium, naszych animatorów, problemów i osiągnięć naszych dzieci. Pracuje sie dużo, będzie jeszcze więcej gdy przyjdą wakacje. Ale satysfakacja jest, z każdej malutkiej poprawy, a zmienia się, zmienia.. na lepsze J
       I jak to wszystko wyszło. Księdza intuicja nie zawiodła. Odwiedziłyśmy w ciągu dwóch dni połowę domów. Mi przypadła jedna ulica- Nueva Esperanza. Jak dla mnie stanowi ona połowę naszych slamsów. Sektor 1,2,3..10, manzana A, B, C. Prawdziwy labirynt dla mieszkanców, nie mówiąc już o zielonym wolontariuszu. Ale do czego ja zmierzam. Najważniejsze. Wyszłyśmy do ludzi, przekroczyłyśmy mury naszej zamkniętej Bosconi, byłyśmy w domach naszych dzieci. Każde z nich jest tak cenne, i te które chodza i te które przestały. Teraz już slamsy to nie są slamsy, szare ulice, te same domy, brud... To było moje pierwsze wrażenie z autokaru niespełna dwa miesiące temu. Bardzo przygnębiajęce i przytłaczające.
          Teraz każda część Nueva Esperanza ma już swój charakter. Dotarłyśmy do miejsc gdzie są i drzewa, boiska... do miejsc, gdzie sa góry piasku... do miejsc, gdzie tarzają się setki śmieci, gdzie już rzadko kto dociera...
Drugiego dnia miałam swojego przewodnika Alexa. Jest jednym z dwóch chłopców z Colegio, których wyłapał Padre. Pracują teraz w Oratorium. Niektórym się to nie podoba, gdyż chłopaki mają zaledwie 16 lat i są niedojrzali, nieodpowiedzialni. Dla mnie maja jednak coś w sobie, ten ogromny potencjał młodego człowieka. Tylko ktoś ich musi poprowadzić. I tak wczoraj właśnie Alex zakoczyl mnie. Choć w wolniejszym tempie jednak odnalazł on dom każdego dziecka. A przecież właśnie każde z nich jest cenne. Pytał się aż do skutku. Stanął na wysokości zadania. Ta jego duma gdy skończylismy J nie wiem kto się bardziej cieszył, czy on czy ja.
           Podczas tych dwóch dni byłam w domu dzieci, które z dumą przedstawiały mnie swoim rodzicom... inne zaciekawione i onieśmielone... inne, które wcale nie planowaly przekazać rodzicom informacji o zebraniu.. inne, które widziałam pierwszy raz w życiu.. inne, których rodzice mimo próśb dziecka, nie chcą więcej posyłać do Bosconii.. inne, które w przeciwieństwie do rodziców, wcale nie ucieszyly się na widok ponownego zaproszenia do nauki.
           Czy coś zmieni nasza wizyta, nie wiem. Ale to jest XXI wiek. To Kościół wychodzi do ludzi, nie ludzie do Kościoła. I ja myślę, że właśnie takich prostych kilka słów, że czekamy na nich w Bosconii, ta chwila uwagi poświęcona każdemu z osobna to jest właśnie ewangelizacja ludzi biednych, ludzi w ogóle. Bo ja, Magda szłyśmy tam nie z obowiazku, my tam szłyśmy bo to były nasze dzieci.
I rzekł do nich: „idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu  stworzeniu!” (Mk 16,15)

1 komentarz: